Gdzieś między Wzdołem a Michniowem wznosi się falisty grzbiet górski z kapliczką Świętej Barbary. Mieszkańcy mówią, a przewodnicy podsłuchują i potem opowiadają, że onegdaj przybyło tu czterech braci. Krzepkie bardzo i silne jak dęby chłopy uciekały prze tatarską lub szwedzką zarazą. Coś nieśli ogromnego wymagającego siły czterech i tu, gdzie kapliczka dziś stoi - siedli, by sił nabrać. Ludziom rzekli, że nieboszczyka brata niosą i miejsca na godny pochówek szukają. Ale jak wiemy, ludzie wiedzą lepiej.
Po pierwsze nikt zwłok w zgrzebnym płótnie nie widział, po drugie coś nie wyglądali przybysze na pogrążonych w rozpaczy. Nocą, gdy ta skuta pierwszym mrozem otuliła świat, a śnieg niczym mąka sypana niewidzialnym sitem krył świętokrzyską ziemię, czterech braci coś mozolnie zakopywało. A kiedy poranek brzaskiem w oczy mieszkańców zajrzał, na falującym łagodnie wzniesieniu kapliczka niewielka stała, po braciach zaś śladu nie było.
Chłopi ze Wzdołu przez lata radzili co by tu ze "skarbem" (byli go pewni, jak jakości gorzałki w wiejskiej karczmie) pod kapliczką ukrytym zrobić i jak się do owego dostać. Nieraz się tam zbierali, nieraz dyskutowali i z niczym odchodzili. Potem, gdy w kapliczce stanęła Barbara nikt z tutejszych kopać się nie odważył.
Mówi się, że jakieś 70 lat temu przybyli tu panowie z Warszawy. Planów nawieźli, chłopów popytali, a nawet (ku zgrozie miejscowych) kopali. Którejś nocy, burzliwej strasznie, zniknęli i ślad po nich zaginął. Są tacy, co powiadają, że Perun do dziś strzeże świętokrzyskiej ziemi i gdy ktoś ją naruszy mści się bóg krwawym błyskiem gromów. Inni powiadają, że panów warszawiaków kara spotkała za to, że spokój Barbary naruszyli.
Jak było? Nie wiadomo, ale słowem przewodnickim ręczę, że jeśli Perun z Barbarą przędą siwych mgieł kądziele to zawiązuje się tajna moc, a świętokrzyskie czeka straszna noc. Ps. Mówiąc wprost - nie radzimy kopać i skarbu szukać.
Napisz komentarz
Komentarze